Biografie – wielu kupuje, nikt nie czyta

Jakoś tak dziwnie się utarło w ostatnim czasie, że wydawana jest cała masa biografii. Oczywiście wszyscy wydawcy zdają sobie sprawę z tego, że mało kto ma ochotę to czytać, chyba, że aktualne wydarzenia społeczne czy polityczne są na tyle porywające, by zainteresować czytającą elitę. W tym miejscu można też się powołać na stwierdzenie wypowiedziane przez Ewana McGregora w „Autorze widmo” – „Nie czytuję wspomnień polityków. Nikt ich nie czyta”.

Facet najwyraźniej ma rację, ale mimo to na każdym kroku słyszymy jak to nie tylko politycy, ale i poszczególni celebryci niezależnie od swojego wieku piszą i z powodzeniem sprzedają swoje autobiografie czy biografie, co zresztą większego znaczenia nie ma.  O ile można zrozumieć zainteresowanie biografią celebryta ze strony fanów, o tyle ciężko jest dojść do tego, kogo interesuje biografia polityka, czy kogoś równie nudnego. Chyba, że wystartuje w samotnym maratonie przez Warszawę w stroju Batmana. To już coś. W ostatnim czasie wystarczyłoby wejść do pierwszej lepszej księgarni, żeby trafić na dziesiątki tytułów dotyczących życia Lecha Kaczyńskiego.

Jeśli przyjrzeć się ofercie takiej standardowej księgarni, to na więcej niż sto procent znajdziemy tam co najmniej kilka biografii Jana Pawła II, wspomnianego Lecha Kaczyńskiego, a i bardzo „modna” ostatnio była kontrowersyjna „Kapuściński non-fiction”, no i na koniec koniecznie wspomnienia jakiegoś bardziej lub mniej znanego człowieka, który przeżył II wojnę światową i spędził lata w Auschwitz.  Trudno jest znaleźć kogoś, kto przeczytałby jakąkolwiek biografię od deski do deski, bez pomijania co nudniejszych akapitów czy nawet całych rozdziałów. Jest w tym działaniu pewna metoda, bo choćbyśmy nie wiadomo jak się zapierali, że tak nie jest, to i tak będziemy szukać pikantnych szczegółów. A to tu może jakaś scena przemocy, tam jakaś intryga, tu zdrada i zemsta.

Najciekawsze są odczucia jakie budzą biografie dyktatorów, ludzi z gruntu złych, a w których czytamy, że i oni często mieli własne rodziny, a co najmniej byli w związkach z kobietami, co dowodzi, że nie mogli być do końca zepsuci. W czytelniku pojawia się wtedy coś na kształt syndromu sztokholmskiego, kiedy czujemy wobec złej osoby, jakąś niepojętą sympatię. Ale to taka drobna dygresja, zaznaczająca tylko, że czasem szukamy w biografiach też czegoś, co łamałoby jednostronny obraz jakiejś osoby. A ta osoba musi być przede wszystkim w jakiś sposób fascynująca. Do najciekawszych biografii mogą zatem należeć „Historia róży”, „Mata Hari”, czy „Jaśnie panicz”, opisująca Gombrowicza w jego codziennych sytuacjach.

Trudno jest też czasem oprzeć się wrażeniu, że biografie powstają na fali nurtujących wydarzeń. Jeśli jakaś gwiazda pisze o sobie (czy zleca napisanie o sobie komuś), to pewnie po to, żeby zarobić. Na pewno. Trochę to rzuca cień na to, jak czytelnik podchodzi do takiej książki. Co innego, jeśli czytamy o historii zespołu, który lubimy czy ikonie muzyki, kiedy ta już nie żyje. Wszystko też zależy od tego, jak się tę biografię napisze. Co innego, gdy czytelnik ma możliwość poznać czyjąś historię w zbeletryzowanej i automatycznie ciekawszej postaci, a co innego, gdy dostaje przed nos zbiór „suchych” faktów. Styl jaki się wybiera, żeby daną opowieść przedstawić rzutuje na to, czy będzie ciekawie czy nie, niezależnie od tego, czy pokazujemy niezwykle burzliwy życiorys, czy nudną sielankę marnego aktora. Jeśli zaś chodzi o biografie postaci historycznych, to najciekawsze zdecydowanie wydają się być te, które opisują nie tylko samą osobę, ale i kontekst historyczny. Jest to coś, co pozwala się czytelnikowi dowiedzieć więcej. Skutecznym „odstraszaczem” czytelnika od biografii jest nadmiar nazwisk. Ktoś, kto nie orientuje się w temacie, szybko zacznie się gubić, a takie czytanie już do niczego nie prowadzi.

Niezależnie od tego, kto jakie biografie woli wybierać, zastanawiam się, co w nich takiego jest, że jednak zawsze skusimy się na to, żeby taką książkę kupić, czy wypożyczyć. Może to nasza plotkarska natura? Może potrzeba nam trochę ekscytacji, których sami nie mamy, a może chcemy zobaczyć, że ktoś miał gorzej od nas i chcemy się trochę dowartościować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *